24 February 2013

I wanna say I lived each day, until I died.


Budzisz się. Czujesz tylko niemiłe pieczenie w gardle. Próbujesz wciągnąć powietrze, jednakże zatkany nos daje o sobie znać. Patrzysz na siebie. Tak, masz dreszcze. Chwiejnym krokiem zsuwasz się na dół po schodach, prosto do łazienki. Ból głowy pragnie rozsadzić twoją czaszkę od wewnątrz.
Po kilku godzinach stos zużytych chusteczek zdaje się zakrywać nie tylko ciebie, ale też widok na świat. Świat, który nieprzerwanie trwa. Świat, którego nie interesuje "zniszczenie" pojedynczej jednostki. Świat, który nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że istniejesz.
Za oknem siarczysty mróz bije w okna. Nie chcesz nawet wychylić nosa zza framugi. Nie pragniesz odkryć tej tajemnicy i zmierzyć się z nią. Jak równy z równym. Dajesz za wygraną. Mówisz: "Nie, to nie dla mnie. Jeszcze tylko bardziej pogorszy sprawę." Mama z troski powiada, że to tylko zwykłe przeziębienie. Kolejne. Jedne z wielu. Ja jednak wiem swoje. To nie jest zwykłe przeziębienie spowodowane noszeniem nieocieplonych butów, czy braku szalika. Ta choroba jest na jutro, myśl o gorszym jutrze. Mam alergię na świat, muszę trochę odpocząć.

Płaszcz - Diesel
Spódnica - It Girls
Sukienka - Archive
Buty - Lanvin
Torebka - Mr.
Pasek - Bonjour Bizou, LE

Stylizacja niezobowiązująca. Ogólny misz masz, nieład i pomieszanie faktur oraz wzorów sprawiają, że strój bardzo mi się spodobał. Chyba najwyższy czas odwiedzić fryzjera.

6 comments: